WYCIECZKA GRUPY IV DO PARKU EDUKACJI GLOBALNEJ "WIOSKI ŚWIATA"
6 czerwca 2019 r. niemal w centrum Krakowa, na wyciągniecie ręki spotykaliśmy inny świat. Świat odległy, odmienny, często nieznany, lecz niezmiernie przez to interesujący.
Park Edukacji Globalnej „Wioski Świata” zlokalizowany na obszarze około 3 hektarów to chyba jedyne takie miejsce, gdzie równocześnie można zobaczyć tradycyjną ghańską wioskę, papuaski dom na palach, mongolską jurtę, arktyczne igloo, indiańskie tipi oraz peruwiańską chatę.
Najpierw dotarliśmy do Afryki, gdzie odkryliśmy ghańską wioskę ( ich domki są okrągłe, ponieważ mieszkańcy wierzą, że w kątach czają się złe duchy…?), poznaliśmy afrykańskich wojowników i dotknęliśmy słonia. Ghańska wioska robi duże wrażenie i jest dowodem na to, jakie cuda można otrzymać z pozoru niepotrzebnych śmieci. Warto zobaczyć niesamowite zabawki zrobione przez dzieci w Afryce .
Kolejnym przystankiem była Australia. Papuaski dom przywitał nas cudownym chłodem (aż niewiarygodnym w ten upał), bowiem ze względu na swą budowę bambusowa chatka na palach idealnie nadaje się na odpoczynek w gorącym klimacie Australii. W środku podziwialiśmy biżuterię ręcznie robioną przez Papuasów i próbowaliśmy grać na bębnie.
Wiszący most na wzgórzu poprowadził nas do Azji, a konkretniej do Mongolii. Pani Przewodniczka wprowadziła nas do mongolskiego domu zwanego jurtą. Wchodząc do jurty trzeba przestrzegać podstawowej zasady – nie można nadepnąć na jej próg, gdyż to zniewaga dla właścicieli domu.
Po Mongolii przyszedł czas na Arktykę i igloo! Specyficznym elementem eskimoskiego igloo jest długi korytarz, czyli tak zwany łapacz chłodu. Prowadzi on do jedynego, największego pomieszczenia.
Potem dotarliśmy do Ameryki Północnej, a tam czekała na nas indiańska wioska. Już z daleka zobaczyliśmy trzy wysokie, szpiczaste namioty. Dowiedzieliśmy się, że tak naprawdę Indianie wcale nie mieli kolorowo zdobionych, przykuwających wzrok namiotów – w rzeczywistości robili tipi z brudnych i niepotrzebnych szmat. No, ale wtedy tak efektownie zapewne nie wyglądały …
Wiosną, latem i wczesną jesienią Czerwonoskórzy polowali na bizony i przygotowywali zapasy na zimę. Takie działania wymuszały konieczność częstego przenoszenia obozu w ślad za stadami zwierząt, dlatego tipi można było łatwo złożyć i przenieść w dowolne miejsce
Na koniec czekała nas Ameryka Południowa i ostatnia już, niestety, wioska. Minęliśmy lamę i wspinaliśmy się po kamienistym zboczu – dochodzimy do peruwiańskiej chaty. Tam obejrzeliśmy instrumenty muzyczne, stroje do tańców i maski używane podczas słynnego karnawału. Zajrzeliśmy też do slumsów – ładne nie były, ale za to bardzo ciekawe.
Drewniana konstrukcja na wzór domków budowanych na wodach południowoamerykańskich rzek zaprowadziła nas na wielkoformatową mapę świata (lecz wejść na nią jest po drodze wiele). Biegając po mapie mogliśmy przenosić się z państwa do państwa, z kontynentu na kontynent. Świetnie całą ją też widać ze wzgórza ,gdzie zlokalizowaliśmy Polskę.
Tu oderwaliśmy się od rzeczywistości i poznaliśmy życie, obyczaje, tradycje różnych – często najbiedniejszych – środowisk poszczególnych kontynentów.
Było FANTASTYCZNIE!!!